Ziemia Miechowska, moja piękna ziemia. Odkrywam ją ostatnio z pasją podróżnika, który chce dotrzeć w miejsca nietknięte ludzką stopą. Szukałam piękna pod obcym niebem, nie widziałam tego, co najbliżej. Lary, Penaty, Notre-Dame des Champs, komu mam dziękować za to, że otworzyły mi się oczy?
Kilka obrazków z drogi, pochmurne popołudnie, koniec maja grzęźnie w błotnistych polach, zieleń odmienia się przez wszystkie majowe koniugacje i deklinacje. Znam już dobrze część z tych dróg, które przemierzyliśmy dzisiaj, inne miejsca odkrywam po raz pierwszy. Raz zabłądziłam, bo nie było widać Słońca zza gęstych, ołowianych chmur, odwróciły się wszystkie kierunki w mojej głowie, jechaliśmy na zachód zamiast na wschód i niech pomniejsze bóstwa dróg będą pochwalone, bo dzięki temu dotarłam do miejsca, które już dawno obiecywałam sobie odwiedzić i zobaczyłam taki oto widok, zobaczyłam jak się przybliża ponad zielonym wąwozem drogi i trzeba było zatrzymać się już i natychmiast na nieistniejącym poboczu. Oto przykład, że widok z daleka nie ma sobie równych i trzeba być gotowym na to, że z bliska nie będzie już tak. Z bliska może być widać czas, inne zabudowania, samochody. Na romańskie kościoły patrzcie z oddali, z ukrycia, wtedy przez chwilę ukażą się takimi, jakie były:
a z bliska trzeba wycinać. Umiejętność wycinania mam opanowaną do perfekcji, potrafię patrzeć wąskim kadrem ponad tym, obok tego, pomimo tego, co mnie uwiera i wówczas z bliska też jest pięknie:
Odbywało się właśnie popołudniowe nabożeństwo i niepodobna było introwertykowi wejść do kościoła, czekać też nie sposób. Innym razem, jeśli pozwolą Lary, Penaty i Notre-Dame des Champs. Kim ona jest? Matka Boska od Pól Zielonych? Kto tu postawił tę figurę, daleko od drogi, na łagodnym stoku wznoszącym się ku ciemnozielonej ścianie lasu? Czyżby droga biegła tędy w innych czasach? Teraz stoi pośrodku zielonego pola pszenicy i grzęznąc w błocie musiałam podejść trochę bliżej.
NMP w Polach. Figura wiejska o bardzo szlachetnej formie. Czas nieubłagany zatarł rysy, zniszczył ryty i płaskorzeźby na cokole i już nie odczytam nic więcej z daleka a bliżej podejść nie sposób, bo pole po ulewnych deszczach grząskie i błotniste (szłam wąską ścieżką, śladem ciągników, żeby nie deptać zboża). Kto ciebie tutaj postawił, kto ufundował i opłacił pracę (dobrego) rzeźbiarza? Patriota pejzażu, nikt inny. Tu przypominają mi się obrazy przywoływane przez Stradoviusa, figury przydrożne nad lessowym wąwozem Ponidzia. Czy tutaj również biegł szlak, trakt, ścieżka? Kto tędy przechodził, kto Ciebie wymyślił i tutaj postawił, wśród pól? Kiedy pola osuszy kilka dni słonecznej pogody, na pewno tutaj wrócę. Może kiedy zboża będą złote? Wrócę i odczytam inskrypcje.
Tylko mnie smuci, że dostrzegam pień wielkiego, ściętego drzewa. Obok figury posadzono dwie tuje... To nie to samo! Nigdy doprawdy nie zrozumiem, dlaczego tak niszczy się drzewa, dlaczego zastępuje się je karykaturalnymi tujami, które w tym krajobrazie są wręcz absurdalne. Ale już dość już, może to drzewo dożyło już swoich lat, nic mi do tego. Lepiej w drogę.
A w drodze jest tak:
Po czym docieram do niewielkich wsi, w których kościoły, kapliczki, wokół - krajobrazy, które lubię nazywać krajowidokami. Oto Zielenice i figurka w prywatnym ogrodzie, dalej Wrocimowice i XVIII-wieczny kościół wraz z piękną, drewnianą dzwonnicą.
Co było dalej, gdzie dalej zaprowadziły nas zielone drogi? Ktoś odgadnie? Lubię wracać... Niedługo zakwitną lipy w tym miejscu, które przyciąga mnie do siebie odkąd zobaczyłam je po raz pierwszy. Nie myślałam, że znajdę się tutaj dziś, w takie pochmurne popołudnie pod niskim niebem ołowianych chmur. Lipy już gęste, o mocnej zieleni. Byliśmy sami na górze.
Sfotografowałam je wszystkie, każdej z osobna zrobiłam portret a potem ustawiłam do zbiorowego, rodzinnego zdjęcia. Najpiękniejsze.
I w drogę, dalej. Przez pola falujące, w pejzaż pozbawiony światła. W takich chwilach przeklinam mój zwykły aparat, on działa - podobnie jak ja - przy dobrym słońcu a w bezsłoneczne dni dopada go melancholia i bardzo źle robi wszystko, bardzo zniekształca mu się widzenie. Nic to, mój biedny, jeszcze będzie słonecznie. Krajowidoki Ziemi Miechowskiej tuż przed zmierzchem w pochmurny dzień. Tylko rzepak świecił trochę, ale to wegetatywne słońce nie na wiele się zdało. Zdjęcia do oglądania z wyrozumiałością:
A potem w drogę, w drogę. Droga wyglądała tak:
A może kilometr czy dwa od domu trzeba się było zatrzymać przy łące i po raz pierwszy zobaczyłam go tak z bliska, może dwa albo trzy metry ode mnie brodzi w zieleni, nie dostrzega całego świata i poluje:
I tak to było i piszę o tym tak trochę jak rysuje się po piasku albo śniegu, bez przygotowania, pod wpływem chwili, żeby zatrzymać coś, czego zatrzymać się nie da, żeby nie odeszło całkiem bez śladu.
Ktoś rozpoznaje jakieś miejsca? Zwłaszcza na kościół, na ten pierwszy, warto spojrzeć z uwagą. Nie dotrwał w swojej romańskiej całości do naszych czasów - jak ten w Wysocicach - ale wart, by mu się przyjrzeć z bliska, by wyczytać w nim jak w księdze to, co najstarsze, rozdzielić architektoniczny palimpsest. Dziś zobaczyłam go po raz pierwszy.